Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
Zaskoczyły mnie jego słowa ale miał rację, naprawdę się uspokoiłam i dosyć wyciszyła. Skupienie tylko na jednej, konkretnej rzeczy, pozwoliło mi uniknąć skakania po suficie. Czułam się dobrze. Mordecai się za to bardzo rozluźnił, bo spokoju mu chyba nigdy nie pracowało.
- I co...? Miałabym rzucić wszystko i zacząć tańczyć, bo mi to wychodzi? Świat tak nie działa. Muszę pomagać mamie - wyjaśniłam, uśmiechając się lekko. - To tylko taniec... - szepnęłam.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- No tak... To bardzo szlachetne z twojej strony - przyznałem, patrząc jak jej twarz posmutniała - Ale możesz tańczyć regularnie, jeśli to cię uszczęśliwia. Nawet ze mną. Nie będę protestował - zaoferowałem się nie zastanawiając się zbyt długo nad tym co chyba nie było dobrą decyzją.
Offline
- Powiedziałam ci, że nie mam żadnego hopla jak ty ze swoimi kwiatkami i teraz chesz mowpoc coś znaleźć? - spytalam, unosząc wysoko brew. Muzyka przestała grać, ale my wciąż spokojnie tańczyliśmy do melodii która wciąż grała w naszych głowach. - Nie musisz. I chyba nie powinno mieć dla ciebie znaczenia co mnie uszczęśliwia, a co nie - dodałam zmieszana.
Bo chyba miałam rację? Nie powinno?
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Dla pana nie ma - przyznałem. - Ale dla Mordecaia, owszem ma - dodałem, mówiąc dość łagodnie. Spróbowałem się uśmiechnąć, nie wiem jak to wyszło, ale miałem dobre chęci. - Jestem ciekaw ciebie, co cię uszczęśliwia - wzruszyłem nieznacznie ramionami, próbując nie strącić jej dłoni. - Mam przestać...? - uniosłem lekko brew.
Offline
Na chwilę zapomniałam języka w ustach i patrxylam bez słona na niego zdecydowanie o tą chwilę za długi. Przełknęłam głośniej ślinę.
- Nie - mruknęłam ze śmiechem. - Nie musisz, jeśli nie chcesz. Pamiętasz chyba umowę? Tutaj możesz być sobą. Dotyczy to nie tylko mnie. Ciebie też - przypomniałam mu, zatrzymując się. Powoli zsunęłam dłoń z jego ramienia. - Jestem tym po prpstu... Lekko zaskoczona? Jesteś bardziej skalkulowany niż mi się wydawało - powedziałam z udawaną pretensja, przyznać ramiona na piersi z mina "i co ja mam z tobą zrobić, koleś?".
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Wypuściłem jej talie, wsuwając dłonie do kieszeni. Rzecz jasna doskonale wiedziałem, że jest to niegrzeczne, jednak... Byłem sobą prawda? Nie musiałem trzymać się etyki, ani głupich zasad, które tak bardzo są w moim świecie. Tutaj się nie liczyły.
- Czyli w twoich oczach byłem zwykłym, bogatym dupkiem, któremu się nudzi? - zapytałem ironicznie. - A to ci niespodzianka, też mam uczucia!
Offline
Naśladując też jego ruchy, również schowkami dłonie do kieszeni tyle że tylnych. Wydęłam wargi, kiwając się delikatnie na boki. Ale już nie przez to, ze mnie rozpierało, a przez to, że w głowie wciąż grała mi przyjemna melodia i moje ciało jeszcze się nie pogodziło z jej końcem. Ale byłam spokojna poza tym małym bujaniem.
- Nie mam rendgen w oczach i nie umiem włazić do cudzych myśli. Gdy widzę zimnego, egoistycznego dupka, który nie okazuje uczyć to nie myślę w pierwszej chwili "mhm, on na pewno jest delikatnym kolesiem z uczuciami" - powedziałam irobicznie, wywracając oczami w teatralnym geście.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- A więc jestem - parsknąłem, a potem patrząc na dziewczynę, bujającą się do muzyki, której już nie było. Zagryzłem wargę, chwilę zastanawiając się co powiedzieć, czy w ogóle coś mówić.
- A to coś zmienia? Fakt, że potrafię być czuły, oraz mam uczucia? - zapytałem. - Skoro dobrze nam się rozmawiało, gdy byłem w twoich oczach tylko dupkiem...
Offline
Zagryzłam dolną wargę, uśmiechając się delikatnie, gdy na niego patrzyłam.
Mordecai Harland był nie tylko ciekawy mojej osoby, ale chciał wpływać na moje samopoczucie, był delikatny, a nawet zaczynał się delikatnie uśmiechać, choć jego twarz wciąż zachowywała swój nienaganny spokój. Jakby nawet uśmiech mógł mieć pod pełną kontrolą. Ale wiedziałam, że to tylko i wyłącznie gra, bo momentami przestawał przy mnie nad tym panować.
Działo się coś dziwnego. Co powinniśmy zrobić w takiej sytuacji?
- Zmienia bardzo dużo - zapewnilam go, ruszając znów do przodu. - Ale tobie zostawię myślenie nad tym, co dokładnie. Chyba tego potrzebujesz. A tymczasem ja powinnam iść. Nie mogę cały dzień nic nie robić... - zauważyłam rozbawiona,zerkając na wampira.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Jesteś pewna, że chcesz mi powierzyć takie ważne zadanie, jakim jest rozstrzygnięcie naszych losów...? - zapytałem, podążając za Mandy jak cień. - Wiesz, że to może być dla ciebie zgubne? - parsknąłem. - Chyba, że mi ufasz na tyle, by zmierzyć się z ewentualnymi konsekwencjami... - uśmiechnąłem się, opierając się o próg szklarni, gdy wampirzyca zbierała się do wyjścia.
Offline
Stanęłam naprzeciw Mordecaia, na granicy między byciem sobą, a byciem jedynie sluzaca.
- Nie każe ci rozstrzygać naszych losów. Proponuje ci zastanowienie się nad tym, co zmieniają uczucia. Kierowane nie tylko z mojej strony, ale i też z twojej. - Zaśmiałam się. - Do zobaczenia później, Mordecai - szepnęłam i przekroczyłam próg szklarni, kierując się w stronę domku dla służby.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Do zobaczenia, Mandy - powiedziałem cicho, samemu do siebie. Westchnąłem ciężko, kręcąc głową. - Jakbym nie mógł po prostu się z nią przespać... - burknąłem pod nosem, na samego siebie, wracając do pracy nad kwiatami.
- Mordecaaaaaai - piszczała Pixie, za każdym razem gdy tylko minęliśmy się na korytarzu. - Kiedy będziesz miał dla mnie czas, cooo? Chciałam się z tobą porządnie przywitać! - zachichotała w ten charakterystyczny sposób, którego szczerze nie znosiłem. "Przywitać", czyli koniecznie panienka chce do łóżka. Rany, że ja już z taką łatwości potrafiłem to rozpoznać.
- Nie martw się, znajdę dla ciebie czas wieczorem - powiedziałem ze sztucznym uśmiechem, idąc dalej przed siebie, omijając moją sypialnie.
- Oooo wieczorem! Super! - zachichotała, ruszając skocznym krokiem prawdopodobnie do kuchni. Z cichym jękiem schowałem się do sali z obrazami, przymykając drzwi, a potem osuwając się na fotel, na samym środku.
Offline
Po południu Harland wspomnial, że wieczorem będzie w sali z obrazami. Bawiło mnie to, że coraz mniej słyszałam od niego rozkazów i rządami, a raczej próśb i sugestii.
- Zmęczony po całym dniu? - zapytałam, zamykając za sobą drzwi. Zrzuciłam ze stop czarne buty i już na bosaka przeszłam do kanapy. - Zapowiada się bardzo spokojna noc - zauważyłam z uśmiechem, siadając po drugiej stronie kanapy niż wampir.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Tsa, zależy dla kogo - burknąłem, przecierając twarz. - Mnie dziś czeka słodki wieczór z Pixie - skrzywiłem się. - Odkąd uznała, że za mało się znamy, coraz częściej nas odwiedza, przyprawiając mnie o wrzody na żołądku. Aż kły się chowają - westchnąłem. - Przynajmniej ty masz spokojny dzień - wymamrotałem.
Offline
Skrzywiłam się teatralnie.
- Mój dzień się właściwie skończył - poprawiłam go, lekko się uśmiechając. - Zaraz pójdę się położyć, prześpię się chwilę i może pójdę na spacer o północy? - myślałam na głos. - No a ty jesteś dzielny, poradzisz sobie z narzeczoną. Może ją upij, a potem przytaknął że seks był cudowny - powiedziałam rozbawiona, zagryzając uśmiechniętą wargę.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Skrzywiłem się i pokręciłem głową.
- Pewnie to zabrzmi wyjątkowo śmiesznie, w ustach wampira, który ma wszystko, ale zazdroszczę - parsknąłem. - Za dobrze ci jak na moją służbę, przypomnij mi potem, bym ci więcej pracy dowalił - poprosiłem ironicznie, co było całkiem niezłą próbą żartu z mojej strony.
Offline
Pokazałam mu język.
- Jak mi dowalisz więcej roboty to przestanę przychodzić do szklarni i tutaj - zagrozilam z poważną miną. - Więc jeśli nie masz już ochoty na mnie patrzeć, to to będzie świetne rozwiązanie. Będziesz miał zdecydowanie więcej czasu na narzeczoną - dodałam rozbawiona. - Rozplyniesz się. Tylko zastanawiam się do jakiego kwasu się wrzucisz żeby się rozpłynąć.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Uśmiechnąłem się tak sztucznie jak tylko umiałem.
- Do kwasu "patrz Mordecai jaka jestem słodka" - zapiszczałem, wiernie naśladując Pixie. Nawet jej imię piszczało! - Jest za silna by poddać się perswazji, więc czego bym nie zrobił i tak tam skończę - podsumowałem, a potem spojrzałem na Mandy już z łagodnym wyrazem twarzy. - Poza tym nie chce rezygnować z twojego widoku...
Offline
Pokiwałam powoli głową, zmieniając pozycję. Podciągnęła jedną nogę pod siebie, wsuwając się mocniej na kanapkę i opierając łokieć o poduchy.
- Mhm... Nie musisz z niczego rezygnować. To zależy tylko i wyłącznie od ciebie, Mordecai - zauważyłam, opierając policzek na otwartej dłoni. - Nie mogę cię nękać, bo mogę oberwać po karku, ale ty już mnie możesz, bo nie pomyślałam, aby uwzględnić to w umowie. Nie sądziłam, że... Dojdzie do takiej sytuacji. A teraz już nie jestem tego taka pewna - szepnęłam z lekkim uśmiechem.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Możesz nękać Mordecaia, ale lepiej się powstrzymuj przy panie - parsknąłem. - Nie uwzględniłaś w umowie... Jakiej sytuacji? - powtórzyłem po niej, lekko unosząc brwi. Nadal się w nią wpatrywałem, bez problemu zapominając o wszystkim innym a myśląc tylko o... o niej?
- Jak określiłabyś naszą sytuację...?
Offline