Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
Mimosolbie sięgnęłam dłonią do szyi,aserce zabiło mi szybciej.
- Już mi raczej takie pomysły zbrzydły - szepnęłam, mrużąc oczy. - Jeden raz był dla mnie wystarczający, raczej nie będę się powtarzać w tym temacie - odparłam cicho.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- To dobrze - parsknąłem, ale widziałem, że Mandy do śmiechu nie było. - Czyżbyś się mnie bała? - zapytałem, unosząc lekko brew. - I mojego wybuchu gniewu? Czasem reaguje agresywnie na niektóre rzeczy, to już wiesz. Ale zazwyczaj jestem niegroźnym wampirem. Szczególnie za dnia - zapewniłem łagodnie, nadal siedząc na posadzce. Nadal też zadzierałem głowę by obserwować ruchy Mandy.
Offline
- Momentami się boje - przyznałam, bo ukrywanie tego jest bezcelowe. Strach to automatycznie reakcja ciała, którą nie problem jest wyczuc.. - Dziwisz mi się...? - zapytałam, kręcąc się z wolna po pomieszczeniu i czując jak jego wzrok podarza za moją sylwetką.
Co się właściwie między nami pojawiło? Rany, czułam jakby nić, dzięki której przesyłane są między nami impulsy.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Nie - przyznałem szczerze. - Atakowałem cię w ramach kary. Dość groźnie - dodałem. - Ale nie robię tego bo lubię. Zawiodłaś mnie, więc ci ukarałem. Ale na ogół nie atakuje wszystkiego co mi nie odpowiada. Wybiłbym pół swojej rodziny i tą dziwkę na korytarzu... Ale nie robią nic co ma mnie bezpośrednio zranić - zauważyłem. - Ale zapewniam cię, że nie zamierzam cię w przyszłości ranić. Nawet jeśli nie odpowiedz od razu na moje pytanie - oświadczyłem.
Offline
- Było by miło, gdybyś rzadziej był moim panem, a częściej... Mordecaiem - szepnęłam, wciaz się kręcąc. - Wtedy się nie boję aż tak. Chyba, że nie robi ci to różnicy - dodałam, spoglądając znacząco na siedzącego spokojnie i bez ruchu wampira. Jak on to robił? Chciałabym być choć w połowie tak spokojna jak on.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Mogę być częściej Mordecaiem. Ale dla kogoś też musisz pracować, więc twoim panem też będę - zastrzegłem. - Może... umówmy się na coś - zaproponowałem, wstając z ziemi i podchodząc do wampirzycy. - Szklarnia i sala z obrazami, to będą nasze miejsca neutralne. Gdzie nie ma pana czy służki. Jeśli któreś z nas będzie chciało pomówić z drugim, na spokojnie, poprosi o spotkanie w którymś z tych miejsc. Może być?
Offline
Przez chwilę patrzyłam na Mordecaia po czym wyciągnęłam w jego stronę dłoń.
- W sali z obrazami i szklari ja jestem sobą, a ty sobą - przytaknęłam mu. - Skoro uważasz, że tak będzie najprosciej, zgodzę się na to - dodałam, uśmiechając się lekko.
Choć wolałabym aby pana było zdecydowanie mniej. Często przyprawiał mnie o dreszcze. Gdy czułam, że jest w pełni poważny, spinałam się, obawiając się że swoją gadanina coś wypaplam, albo gorzej, przeoczenie odpowiedz na coś.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Chcę po prostu ustalić wyraźne granice. Będzie nam tak prościej, zapewniam cię - powiedziałem miękko i ująłem jej dłoń w uścisku, potrząsając ją delikatnie. - Powinienem iść. Miałem jedną rzecz do napisania, nim dziwka mnie zatrzymała. Wolałbym nie zwlekać - przyznałem, i bardzo powoli i niechętnie wypuszczając jej dłoń.
Offline
Opuściłam dłoń i zacisnęłam palce na materiale sukienki.
- Prosze, droga wolna - mruknęłam, uśmiechając się lekko. - Siłą bym cię raczej nie zatrzymała - mruknęłam rozbawiona, kiwając głową. - Ja jeszcze chwilę tu zostanę. I tak nic się nie dzieje - zauważyłam, zakładając kosmyki włosow za uszy i jednocześnie odwracając się do niego tyłem. - Do zobaczenia, Mordecai - szepnęłam, nie zerkając na niego.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Do zobaczenia, Mandy - odparłem nieco głośniej niż ona, zerkając na wampirzycę, która odwracała wzrok. Wyszedłem z sali obrazów, na powrót stając się paniczem Harlandem i nic, a nic nie mogłem na to poradzić.
W ciągu kilku następnych dni niewiele się między nami zmieniło. Poleciłem wstawić kanapę do sali z obrazami, a do szklarni dostawić jeszcze jedno krzesło do dotychczas samotnego kompletu, przy którym siadałem tylko ja.
Wydawało mi się, że było miło. Przynajmniej mi było miło. Zawsze przychodziłem do szklarni z nadzieją, że Mandy też tam będzie, tak samo gdy chodziłem okrężną drogą do mojego pokoju, by tam zajrzeć. Ale nikogo nie było.
Na szczęście pewnego pięknego, pochmurnego dnia, który spędzałem z radością w szklarni usłyszałem kroki, na co w głębi dycha się ucieszyłem. Na twarzy jednak pozostawiłem obojętność.
Offline
Cały dzień był pochmurny,a brak słońca działał energezyzująco, tak więc nawet w porze dziennej czułam się pełna sił. Skoczyłam więc na chwilę do lasu, aby oddać się małej przyjemności jaką było polowanie. Po wypiciu krwi zawsze panowała taka euforia, jakby wszystkie komórki w ciele zaczęły poruszać się z radości.
Gdy byłam już po, stwierdziłam, że zajrzę do szklarni.
- Dziś nie mam dla ciebie herbaty - powedziałam na powitanie.
Byłam też zupełnie inaczej ubrana niż zawsze. Pod czarnym luźnym swetrem maialm przylegającą do ciała jasną koszulkę, skórzane spodnie oraz wygodne pity za kostkę. Włosy splątałam w warkocza. Standardowym elementem były usta w czerwonym odcieniu.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- A szkoda, trochę mi sucho na ustach - parsknąłem i uniosłem wzrok znad kwiatów, które przesadzałem z doniczki do przygotowanej ziemi. - Polowałaś, co? Masz przyśpieszone tętno - wytknąłem. - Co ciekawego złowiłaś...? - zapytałem, ale łagodnym tonem.
Offline
Ponieważ byłam już pewna tego, że w szklarni jestem bezpieczna nie sterczały jak zawsze tylko pozowlolam sobie usiąść na jednym z dwóch krzeseł. Miło, że je dostawił. Tak samo jak kanapy w pokoju z obrazami.
- Złapałam kilka królików, ale je poscilam. Młoda sarna już nie miała takiego szczęścia - mruknęłam, zakładając nogę na nogę i opierając łokieć o stolik. - A jak chce ci się pić to mogę szybko skoczyć po coś - dodałam rozbawiona.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Przeżyję - parsknąłem. - Zawsze mam przy sobie fiolkę krwi, na wszelki wypadek - dodałem, dokładnie doglądając kwiatów. - Cóż, w takim razie gratuluję owocnego polowania. Dlatego teraz chodzisz taka nakręcona - zauważyłem, nieznacznie tym rozbawiony.
Offline
Pokiwałam głową zdecydowanie szybciej niż zazwyczaj.
- Chyba nic dziwnego? Mocno doładowałam baterie. Ostatnie dwa dni byłam padnięta. Potrzebowlam już tego. A odwlekałam i odwlekałam. Im dłużej czekam tym bardziej mi się nie chce. - Parsknęłam. - Przynajmniej będę miała dobry humor przez resztę dnia. A ty cały dzień w szklarni siedzisz...?
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Rano miałem spotkanie zarządu, a potem zadzwoniła Pixie i odechciało mi się siedzenia w rezydencji. Zbyt ładna pogoda jak na to - dodałem. - Ma zamiar przyjechać w odwiedziny - westchnąłem. - Zaiste to ostatnie, czego chce... - mruknąłem pod nosem, wstając z podłogi i przesiadając się obok Mandy.
Offline
- Jak ty to widzisz, gdy ona już tu zamieszka? - zapytałam szczerze rozbawiona. To był prawdziwy problem, bo ta wampirzyca to była kompletna parodia wszystkiego co się kiedyś mówiło o nas w legendach ludzi. - Może wybudujesz specjalnie na tą okazję drugą rezydencje? Powinieneś już zacząć budowę - zasugerowałam.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Ucieknę - westchnąłem zrezygnowany. - Nie widzi mi się sam ślub, a na myśl spłodzenia potomka robi mi się słabo. Po ślubie zarządzenia firmą przejdzie na jej obowiązek, a właściwe moich teściów, a ja będę miał to w dupie. Spróbuję gdzieś się zaszyć, będę wracał tu raz na jakiś czas, by zarządzać majątkiem rodziny i tyle... Jakoś przeżyję. Mam jeszcze trochę czasu do tego nieszczęsnego ślubu, więc póki co tkwię tutaj - wyjaśniłem.
Offline
Pokiwałam powoli głową.
- Dobry plan. Będę trzymać za ciebie kciuki - powiedziałam rozbawiona, pukajac nogą o posadzkę. - Ale wiesz co, gdy tak patrzę na to życie, które ty masz, i które ja mam, już nawet nie mówić o względach osobistych, a o samym stylu, to chyba mimo wszystko, nie zamieniłabym się z tobą - przyznałam, zaciskając wargi. - Byłabym strasznie smutnym czlowiriiem. Przynajmniej tak mi się wydaje...
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- A czy wyglądam na specjalnie szczęśliwego? - zapytałem retorycznie z westchnieniem i przetarłem twarz. - Pieniądze szczęścia nie dają, jedynie ułatwiają dążenie do prawdziwego szczęścia - mruknąłem. - Powiedz mi, gdybyś mogła zamieszkać w każdym miejscu na Atlantis, to gdzie byś mieszkała...? - zapytałem już głośniej, zerkając na Mandy.
Offline