Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
Zatrzymałam wzrok na obrazie płomiennej rośliny.
- Liczyłam na to, że będę mogła przypomnieć ci o czymś miłym. Choć to pomieszczenie nie należy do najmniejszych i przytulnych ale mimo wszystko chyba jest mile i warte... Zaglądania do niego? Sama nie wiem - mruknęłam w odpowiedzi.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Jest wart, to oczywiste - westchnąłem. - Po prostu... zupełnie o nim zapomniałem - przyznałem i usiadłem na środku zupełnie pustej sali, gdzie ściany były pełne obrazów. - Ostatnio przebywam tylko w gabinecie, albo w szklarni... - mruknąłem z cichą winą.
Offline
Odwróciłam się i obrzucilas Harlanda badawczym spojrzeniem. Rozejrzałam się na boki i ruszyłam w jego stronę, a moje kroki w ogromnej sali roznosiły się echem.
- Chyba jesteś mocnym introwertykiem - zauwazylam, zatrzymując się nad nim. Zabawnie było patrzeć na niego z góry. Uśmiechnęłam się lekko.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Może odrobinę? Choć to też różnie bywa - uznałem. - Raczej bywam humorzasty - poprawiłem Mandy, zadziewając głowę w jej stronę, a mimo to nadal patrząc na nią z wyższością. - Nie przepadam za swoją rodziną, ani za większością goszczących w naszych progach, taki jest efekt tego - uznałem, wzruszając nieznacznie ramionami.
Offline
Powoli uiadłam na podłodze, naprzeciwko mężczyzny. Odwzajemniłam jego spojrzenie, choć ta internetowej żywność nadal przyprawiała mnie o drżenie.
- Nie lubisz przebywać na tych balach, nie interesują cię inne wampiry i do wszystkich jesteś taki zimny i chłodny - wymieniłam powoli, biorąc następnie głęboki oddech. - Ale gdy tylko zostajesz sam na sam z tym co lubisz od razu twoje oblicze nabiera delikatności. Zdajesz sobie z tego sprawę? - szepnęłam niepewnie.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Być może tak jest - pokiwałem głową. - Tak jest zazwyczaj, gdy się zostaje sam na sam z tym co się lubi, prawda? Co ty robisz lubić, Mandy? Masz jakiegoś swojego konika, tak jak ja grzebanie w roślinkach...? - zapytałem, lekko unosząc brew i na razie ignorując swoją własną niepewność względem całej tej sytuacji... względem nas.
Offline
Pokręciłam głową.
- Nie mam takiego hopla jak ty - stwierdziłam. - Lubię polować na takie małe zwierzątka. Zazwyczaj wybieram jeden zmysł, który wyostrzanie, wyciszając pozostale. - Wzruszyłam ramionami. - Chyba po prostu bieganie mi się podoba . A że jak sam już oceniles mój stan, za zwinna to ja nie jestem. Więc chyba mi się przydaje. - Wzruszyłam ramionami ramionami. - Ale to bardziej euforia i uderzenie adrenaliny, a potem energii po wypiciu. Wystarczy ze zamknę oczy i już mogę się wyciszyć. Niekoniecznie muszę być sama. Obecność innych mi nie przeszkadza.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Pokiwałem głową z ciekawością.
- A więc polowania... Kiedyś uczyłem się polować, ale ostatecznie nie jest mi to potrzebne. No źle widziane w większości towarzystw - westchnąłem. - Ale to głupota. Rozumiesz, bieganie po lesie jest powodem do wstydu - pokręciłem głową. - Poza tym i tak od zarania dziejów moja rodzina pija krew czarodziejów. Żadna inna już mnie nie syci - westchnąłem, z lekkim żalem.
Offline
Uśmiechnęłam się krzywo.
- Pewnie na palcach jednej ręki jesteś w stanie policzyć ile razy piłeś zwierzęcą krew - powedziałam rozbawiona, odruchowo chcąc sięgnąć po jego dłoń ale się powstrzymałam przed tym. Wzruszyłam ramionami. - Nie musisz się przestawiać, krwi masz pod dostatkiem, wątpię, że ma jej teraz zabraknac - zauważyłam.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Na pewno nie muszę się przestawiać. Zresztą nie mam zamiaru - przyznałem, a potem spojrzałem na Mandy. - Za to ty możesz przestawić się na lepszą jakość krwi. Pracując tu bez problemu dostaniesz odrobinę krwi czarodzieja - zauważyłem łagodnie. - Choć... odniosłem wrażenie, że nie chcesz rezygnować ze zwierzęcej.
Offline
- Nie potrzebuje tego - twierdziłam uparcie i z przekonaniem w głosie. Wyprostowałam plecy, unosząc lekko brody. - Jestem tylko głupią służąca, do moich zajęć wystarcza mi zwierzęcą krew. Nie ma co marnować krwi czarodzieja, nie uważasz? - Uniosłam brew. Nie do końca odpowiadając na jego pytanie ale jednak coś odpowiedziałam.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Zmarszczyłem brwi, przyglądając się Mandy.
- Może i ty jesteś głuptasem, ale ja nie - zauważyłem. - Jeśli nie chcesz o czymś mówić, to powiedz wprost, a nie używasz uskoków na boki - zaproponowałem, odwracając wzrok od wampirzycy z powrotem na obrazy.
Offline
Wydęłam niezadowolona wargi, opierając dłonie po bokach i odchylając nieco plecy w tył.
- Okej. Nie chcę o tym rozmiawiać - powedziałam obojętny głosem i zacisnęłam mocno pomalowane czerwona szminką wargi. Również rozejrzałam się dookola. I choć siedzieliśmy naprzeciw siebie to każde z nas patrzylo w innym kierunku.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Dziwne... Czyli jednak istnieje coś o czym niewyparzony język Mandy nie powie...? - parsknąłem. - Wstydzisz się? Czy może obawiasz się, że zechcę to jakoś haniebnie wykorzysta? Sam nauczyłem cię obrony przed perswazji, więc chyba jestem wart odrobiny zaufania...?
Offline
- Nadal jesteś panem - zauważyłam. - Moim pracodawcą, dziedzicem z rodu Harland. W dodatku humorzastm. Wszystko co ci mówię, może być dla mnie groźne. Uwierz mi, masz dużo mojego zaufania. Gdybym się bała, że wykorzystasz coś przeciw mnie, skończyłaby mi na suchych odpowiedziach, tak, nie i ależ oczywiście - fuknęłam speszona.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Czyli nie powiesz mi dlaczego? - upewniłem się jeszcze raz. - Lubię wiedzieć. Poza tym, nie pytam cię o to jako pracodawca, a Mordecai. Cai, jeśli wolisz - zauważyłem. - Odkąd tu weszliśmy, naszą rozmowę trudno nazwać zgodną z etyką pracownik-pracodawca - dodałem.
Offline
- Zawsze możemy z powrotem wrócić do tej twojej zgodnej etykiety pracownik-pracodawca - mruknęłam, przyciągając kolana do piersi. - Bo wtedy możesz mną rządzić, ale skoro wolisz być Mordecaiem, to musisz się pogodzić z tym, że nie dostaniesz odpowiedzi na każde zadanie pytanie - wyjasnilam. - To moja sprawa, nie chce mówić o tym.
Podniosłam się z miejsca, uznając że jednak wolę stać,a nie siedzieć. Nie patrzeć na Harlanda sięgnęłam do koka, wyciągając z niego kilka spinek. Rude włosy rozsypały się po moich ramionach.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- W porządku - westchnąłem. - Z czym się jeszcze muszę pogodzić, jeśli chce być dla ciebie Mordecaiem? - zapytałem spokojnie, starając się wyzbyć tej nutki wyższości, obserwując jak jej włosy rozsypują się po ramionach, jak okalają jej twarz...
Offline
- Chyba z niczym więcej... Interesuje mnie tylko co będziesz chciał wzamian za taką atmosferę między nami - mruknęłam, spoglądając na niego z góry. - Bo wiesz co... - mruknęłam, krzyżując ramiona. - Mam wrażenie, że się do mnie dobierasz, tyle, że z zupełnie innej strony niż wszyscy i nie mam pojęcia już czy mi się do podoba, czy jasnej nie - oznajmiłam, przechylając głowę raz na prawo, raz na lewo, patrząc na niego pod różnymi kątami.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Dobierać? Do ciebie? - zamyśliłem się. - Może? Raczej wychodzi to tak samo, bo osobiście niczego nie aranżuję. Potrzebuję tylko kogoś z kim mogę porozmawiać o czymś innym niż firma, małżeństwo z Pixie, albo jaką pozycję lubię w łóżku - wywróciłem oczami. - I na razie nie oczekuję niczego w zamian. Najwyżej uprzejmie proszę o stosowanie się do minimalnych wymagań. Na przykład nie wpadania na genialny pomysł, ignorowania umówionego spotkania - wspomniałem.
Offline