Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
Zagryzłam wargę zastanawiając się dłuższą chwilę. Dopiero po tym czasie podniosłam wzrok na króla i pokręciłam głową przecząco, z przykrością wymalowaną na twarzy.
- Przykro mi wasza wysokość... Teraz nie mogę sobie przypomnieć takich rzeczy... Ah, mój ojciec wiedział wiele na temat różnych rzeczy, miał spore zbiory własne, ale nie jestem pewna, czy kiedykolwiek mówiliśmy w rodzinie o chorobach... Tym bardziej o tych, które dotykają wampiry. Bo jak rozumiem ze strony magów i wilków nie doszły waszej wysokości słuchy o zachorowanych? - upewniłam się, na co król przytaknął. - To może najprościej byłoby mnie wysłać do najbliższej wioski, gdzie panuje choroba. Jest bardzo duże prawdopodobieństwo że ja nie zachoruję, a przy pracy z chorobą z bliska będę w stanie cokolwiek zrobić... Teraz... Gdy nie ma król żadnych dostępnych badań od medyków, ani nie mam styczności z chorym... po prostu nie jestem w stanie wymyślić co to takiego - podsumowałam. Starałam się mówić rzeczowo i spokojnie. Choć czułam mnóstwo obaw. - A do czasu aż król nie zdecyduje na co może mi pozwolić... To możemy z Isaaciem przeszukać królewskie zbiory. Może pojawiło się w historii wampirów coś takiego kiedyś? - Wzruszyłam lekko ramionami, dopiero teraz spoglądając na ukochanego.
Offline
Zmarszczyłem brwi z namysłem.
- Faktycznie dobrze by było wysłać cię osobiście pod ochroną... Znalazłabyś źródło problemu i pomogła je ukrócić - pokiwałem głową przyznając, że te pomysł nie był najgorszy. Zaraz jednak sprzeciw podniósł Isaac, który nie miał zamiaru puścić swojej żony w centrum nieznanej choroby, która takie śmiertelne żniwa zbiera wśród nieśmiertelnych i odpornych na wszystko wampirów.
- To nie twoja decyzja kronikarzu, tyle mogę rzec - uznałem chłodno, patrząc na Isaaca z powagą. - Ale jeśli twoja czarodziejka będzie w stanie to zakończyć, a ty jej nie pozwoliłeś tam jechać, to będziesz miał na sumieniu wszystkich martwych braci i siostry - warknąłem. - Przemyślę tą podróż. Póki co macie pełen dostęp do obu bibliotek, znajdźcie jak najszybciej problem... - powiedziałem z powagą.
Offline
- Oczywiście królu, postaramy się zrobić co tylko w naszej mocy, by doszukać się chodzi najmniejszej informacji, która mogłaby pomóc w walce z chorobą - przytaknęłam, kiwając głową.
Król podniósł się z miejsca a my razem z nim. A gdy tylko władca wyszedł, popatrzyliśmy na siebie z Isaaciem.
- Poczekaj, zanim zaczniesz się na mnie złościć - poprosiłam, gdy zbliżyliśmy się do siebie, a wampir ujął mocno moją dłoń. - Chce pomóc. Doskonale wiesz, że naprawdę mogę to zrobić, ale muszę mieć jak pracować... A jeśli naprawdę coś wymyślę? Nie mów mi, że nie powinnam jechać... To ważne... By znaleźć lekarstwo... A jak ty zachorujesz? Co ja wtedy zrobię, Isaac?
Offline
- Nie pozwolę ci jechać samej z jakimiś strażnikami, nawet jeśli to będą nasi strażnicy - warknąłem. - Nie ufam im. Co się stanie jak się za bardzo rozluźnią, jak zaczną się do ciebie... - syknąłem niezadowolony. - Albo co jeśli ciebie ta choroba dotknie? Co się stanie, jeśli... jeśli napotkasz tam jakieś niebezpieczeństwo, a mnie nie będzie obok? - zapytałem skrzywiony. Mocno trzymałem jej rękę, jakby była moją ostatnią deską ratunku. - Może... może się na coś ci tam przydam? Może nie zachoruję, bo mam w sobie twoją magię?
Offline
Zacisnęłam mocno wargi i pokręciłam przecząco głową.
- Nie ma takiej możliwości Isaac, nie narazisz się tak bez sensu. Bardziej przydasz się tutaj, na zamku, niż poza nim. Skoro jest możliwość, że ja zachoruje to tym bardziej ty możesz zachorować. - Znów Pokręciłam głową. - Nie, nie, nie... Jeśli król zdecyduje, to pojadę - oznajmiłam. - Chce cię ochronić, rozumiesz...?
Offline
- Ale jak ja mam cię ochronić, kiedy będziesz tak daleko? - mruknąłem, głaszcząc palcami jej dłonie. - Jeśli król wyda taki rozkaz... Uh musimy cię przygotować, dowiem się jak najwięcej o tej chorobie, będziesz cały czas używała zaklęcia ochronnego... powietrze będzie skłonne ci pomóc, prawda? - jęknąłem cicho. - Magia musi cię ochronić... Nie chcę byś tam jechała, co by się stało gdybyś... gdybyś nie wróciła? Jak ja miałbym...? - jęknąłem cicho. - Vivi, ja... ja boję się o ciebie. I mam po czubki kłów, chorobę, czy ile wampirów zginie, nie mogę cię stracić...
Offline
Wypłatałam dłoń z uścisku jego palców i ujęłam jego twarz w obie swoje dłonie. Pogładziłam kciukami po policzkach,uśmiechając się do niego delikatnie.
- Najdroższy... Moje serce zawsze odnajdzie drogę do twojego serca. Nie martw się na zapas, jestem z tobą i nigdy cię nie opuszczę. Zawsze będę tutaj - szepnęłam, kładąc płasko dłoń na jego piersi, w miejscu gdzie jego serce biło, teraz być możne nawet troszeczkę za szybko. Denerwował się. - Nauczyłam się przy tobie wiele... Jeśli byś pojechał ze mną... Nie mogłabym się skupić na chorych, tylko wciąż obawiałbym sie o ciebie. Czy moja podróż miałaby wtedy sens? Proszę cię... Zastanów się.
Offline
Skrzywiłem się, wtulając się w dłoń mojej czarodziejki. Nadal byłem nieprzekonany.
- No dobrze... - odpuściłem tym razem. - Zobaczymy jaką decyzję podejmie król... W razie czego... pamiętaj, że jesteśmy Leeches, pod bezpośrednią opieką króla Mikhaila - powiedziałem z nutką powagi. - Jeśli ktoś próbowałby cię dotknąć bez twojej zgody, albo zachowywałby się niestosownie, masz prawo walczyć i się bronić i... I jeśli tylko poczujesz oznaki choroby to... To wyślij mi wiadomość? Pamiętasz te wiadomości, które mi wysyłałaś z domu na biurko, jako dzieci? Myślisz, że mogłabyś je wysyłać znów do mnie, tutaj...?
Offline
- Nie wiem czy dotrą na tak dużą odległość, ale zawsze będę mogła spróbować. Żyje w harmonii z trzema żywiołami, być może ułatwią wysyłanie takich wiadomości... Będę mogła to poćwiczyć. Nie martw się już na zapas kochany... Poradzimy sobie że wszystkim, pamietasz? Zawsze tak mówiłeś. Teraz ja ci to mówię. - Uśmiechnęłam się do niego łagodnie i musnelam jego usta swoimi. - Chodź, zabierzemy się do pracy. Trochę nam zajmie przeszukiwanie ksiąg.
Offline
Skrzywiłem się, ale ostatecznie pokiwałem głową.
- Wrócimy jeszcze do tej rozmowy - uparłem się, ale póki co odwróciłem się już od Vivian i tak jak zasugerowała ruszyłem do księgozbiorów, które porządkowałem, by teraz część ksiąg wyciągnąć i od razu ułożyć na swoje biurko. - Zaraz pójdziemy do drugiej biblioteki, musimy znaleźć jak najwięcej informacji o wszystkich chorobach jakie na przestrzeni wieków nękały nasze królestwo, może znajdziemy podobieństwa, albo sama zauważysz jakąś właściwość - powiedziałem już bardzo poważnie, bo teraz liczyło się dla mnie by Vivi była jak najlepiej przygotowana na wszystko.
Offline
Pokiwałam głową i jeszcze raz ścisnęłam dłoń męża ku pokrzepieniu. Oczywistym było, że się bał i mniej też bałam się o niego jak o nikogo innego na świecie. I ten strach zdecydowanie przewyższał strach o samą siebie... Hah, dlatego byliśmy bezpieczni razem, gdy byliśmy we dwoje, ja chrobilam jego, a on cheobil mnie... Ale teraz nie mógł mnie chronić. Teraz był narażony na wszystkie niebezpieczeństwa podwójnie... Musiałam go ocalić. Znaleźć lek. Lub pozbyć się przyczyny.
Offline
Po kilku dniach nadal nie znaliśmy decyzji króla, jednak po samym spojrzeniu na królową mogliśmy domyślić się, że sytuacja była poważna. Wszyscy byli w nerwach, mimo że choroba była jeszcze daleko, to i tak... Wszystko dotykało nas bezpośrednio. Vivian bardzo poważnie podeszła do swojego zadania, do znalezienia leku. Czytałem tak wiele ksiąg, tak uważnie skupiałem się na wszystkim co ważne... Ostatecznie pracowałem całe noce, podobnie jak Vivian.
Wróciłem do komnaty nad ranem, podczas kiedy moja czarodziejka medytowała na podłodze pokoju. Nie przerwałem jej, przeszedłem do łazienki i sam obmyłem się wodą która stała w balii, oraz zmieniłem ubranie na koszulę i spodnie z lżejszego materiału. Wróciłem do sypialni, a Vivian powoli wybudzała się ze spokojnej medytacji.
- Jutro król wyda rozkaz odnośnie twojego wyjazdu... - powiedziałem, spoglądając na nią, kiedy przechodziłem do łóżka. - Jak... jak się czujesz?
Offline
Jak się czułam? Byłam wystraszona i zmęczona, a nawet bym powiedziała, że przemęczona. Zestresowana i spięta... Przerażona myślą o rozstaniu z ukochanym, o tym, że mogłoby mi się coś stać... Zła na siebie że nie umiałam nic porządnie znaleźć czy wymyślić. Żyłam się winna, winna za to, że jeszcze nie ma leku.
Isaac raczej to wiedział,zapewne wyczuwał jak przez mój umysł przez ostatnie dni przepływa wiele złych myśli.
Teraz jednak wzięłam głęboki oddech i podniosłam się z podłogi, uśmiechając się słabo do męża.
- Jestem trochę zmęczona... Potrzebuje porządnego snu. Chyba wykorzystan po prostu zaklęcie - szepnęłam, przysiadając się obok wampira i uśmiechając się lekko.
Offline
Popatrzyłem na nią czule, a potem zaraz objąłem ją ramieniem i przyciągnąłem do siebie z czułością. Objąłem mocno i tuliłem do siebie przez dłuższy czas.
- Pamiętasz, przytulanie? Gdy po raz pierwszy dowiedziałaś się, że nigdy mnie nikt nie przytulał, ani nie obdarzał czułością... - uśmiechnąłem się lekko. - To było dla mnie kojące. Że mogłem się schować w twoich ramionach. Wydawałaś mi się już wtedy taka silna, miałaś w sobie tyle uczuć, tak wiele emocji, nie wyobrażałem sobie dźwigać tyle... - westchnąłem cicho, głaszcząc czarodziejkę po plecach. - Zawsze byłaś w moich oczach silna. Nawet gdy brnęliśmy razem przez las, wiedziałem, że jesteś najpotężniejszą istotą na świecie - mruknąłem ciszej. - Dasz sobie radę, wiesz o tym? Ja to wiem. Wiem, że wrócisz i przekażesz naszym wysokością, że choroba zażegnana... - pocałowałem ją w czoło. - Ja to wiem.
Offline
Kilka łez wzruszenia popłynęło mi z oczu, jednak szybko wchłonęły się w koszule Isaaca.
- Zawsze łatwiej było mi odnajdywać siłę stojąc z tobą ramię w ramię... Dzięki tobie się taka stałam - szepnęłam, uśmiechając się do siebie. - Poradzę sobie... Jestem... Trochę niepewna tego, czy uda mi się znaleźć lek, ale jestem pewna, że dam z siebie tyle ile tylko mogę dać, by tego dokonać.
Offline
Uśmiechnąłem się delikatnie, dając jej wtulać się we mnie i spokojnie oddychać i płakać i... po prostu wyrzucić z siebie to co w niej siedziało. Wiedziałem jak się przejmuje, w końcu zrzucono jej na barki bardzo dużo odpowiedzialności. Niemal za cały wampirzy rodzaj...
- Kochanie, pamiętaj jeszcze jedną ważną rzecz - zacząłem z nutką powagi. - To co dla ciebie jest oczywiste, czasem jest niejasne dla wampirów. Szukaj źródła problemu nawet tam, gdzie nikt nie będzie przypuszczał, że jest - powiedziałem miękko i czule. - W rzeczach prostych i naturalnych, a nie skomplikowanej i przedwiecznej magii - uśmiechnąłem się lekko, całując znów moją Vivi. - Mamy problem z rzeczami prostymi i naturalnymi, sama wiesz...
Offline
Wzięłam głęboki oddech uspokajając się. Pokiwałam delikatnie głową z wpatrując się w wampira.
- To bardzo dobra rada... - przytaknęłam, spuszczając wzrok na ziemię, spoglądając na swoje bose stopy. - Zawsze chciałam być wielką, ale nie przypuszczałam, że przyjdzie dla mnie na to szansa w tym wieku... Momentami czuję się wciąż jak dziecko, które po prostu bardzo chce być dorosłym ale... Nie umie - wyznałam, zaciskając palce na jego dłoni.
Offline
Zaśmiałem się cicho, kiwając głową ze zrozumieniem.
- Nie musisz mi tego tłumaczyć... Jestem wampirem, dla pary królewskiej jestem naprawdę dzieckiem... - westchnąłem cicho. - Ale ty? Ty jesteś wielka. Twoje imię zapamiętają na wieki wszyscy, magowie, wampiry, nawet wilkołaki... - uśmiechnąłem się lekko. - A ja będę wielkim kronikarzem. Jakby sama Atlanta wysłuchała naszych dziecięcych marzeń i pchnęła ku ich najlepszym spełnieniu - westchnąłem rozmarzony.
Offline
- Nikt inny nie mógł by sprawić, że czarodziejka i wampir zapałają do siebie tak wielkim uczuciem... - Pogładziłam wampira po policzku. - Tylko Atlanta mogła to wsyztsko uczynić realnym... Z całą pewnością musiała mieć na nas jakiś porządny plan. Być może właśnie taki plan... Byśmy pomogli w powstrzymaniu choroby. - Uśmiechnęłam się łagodnie. - Ale teraz... Oboje jesteśmy bardzo zmęczeni... Musimy odpocząć kochany...
Offline
Uśmiechnąłem się i pokiwałem głową.
- Tak, tak musimy... Odpocznijmy, myślę, że nikt nie będzie na nas zły, jeśli spóźnimy się lekko na śniadanie - uśmiechnąłem się i zsunąłem się niżej na poduszki, razem z czarodziejką w ramionach. - Śpijmy tak długo, jak tego chcesz... Moja wielka czarodziejko - powiedziałem cicho, całując ją jeszcze raz w głowę, z czułością i miłością.
Offline