Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
Uśmiechnąłem się, niosąc Vivian przed siebie. Wyszliśmy z sali i nieco intuicyjnie ruszyłem do pierwszych drzwi gdzie z komnaty nie wydawały się żadne dźwięki.
- Musisz wiedzieć najdroższa, że nie ma takiej siły na świecie, która zatrzyma napalonego wampira - parsknąłem niemal śmiechem i nogą otworzyłem drzwi. Komnata była mniejsza niż ta w której mieszkaliśmy, widać była że to była sypialnia specjalnie dla gości bankietów i bali. A my byliśmy niemal honorowymi gośćmi! Odstawiłem Vivian na równe nogi, sam zamykając drzwi komnaty na klucz, by móc w pełni skupić się na czarodziejce, bez żadnych obaw.
Offline
Rozejrzałam się dookoła,a potem skupiłam wzrok na Isaacu. Rozpiął już kilka pierwszych guzików tej pięknej marynarki. Zagryzlam lekko wargę, uśmiechając się do niego. Nie ma takiej siły na świecie, która zatrzyma napalonego wampira... Czyli teraz i tutaj... O rany. Złapałam kilka głębszych oddechów, czując fale ciepła. Stałam od niego dwa kroki odległości.
- Cały tym emanujesz... - szepnęłam, przyglądając mu sie dokładnie. - Pożądaniem - zaznaczyłam, kiwając sobie samej głową. Zdecydowanie powinniśmy porozmawiać o seksie... O balach... O tym wszystkim. - Twoja siła niezwykle wzrosła. Czujesz to? Panujesz nad nią? - zapytałam, gdy się do mnie zbliżył. - Jesteś silny i szybszy, zdecydowanie bardziej zdecydowany.
Offline
- Panuję nad tym... - zapewniłem ją, oddychając głęboko, sięgając dłońmi do jej tali. Suknia była piękna, ten cienki materiał tylko przypominał mi, że tak niewiele trzeba było, by zupełnie zniknęła z ciebie Vivi. - Mam bardzo czysty umysł. W pełnej jasności... Tak jak ty, używając kilku żywiołów na raz, czujesz się silna, umysł masz przejrzysty, wszystko staje się jasne... - zagryzłem wargę. - To jest mój żywioł, moja natura - uznałem, cofając dłonie, by rozpiąć kolejne guziki ozdobnej marynarki, pod którą już niczego nie było.
Offline
Sięgnęłam do guzików jego marynarki i sama rozpielam resztę, uśmiechając się z dumą, gdy słuchałam ukochanego. Mógł równie dobrze stracić nad sobą panowanie... Ale tego nie zrobił, był cały czas sobą, choć nie do końca bo jego aura robiła różne dziwne rzeczy. Żałowałam, że nie będę mogła mu tego pokazać. Gdy już odrzuciliśmy jego ubranie na bok, odworilam się plecami do wampira, zgarniając włosy na takie, by teraz on pomógł mi się rozebrać.
- Ten bal... To niesamowite przeżycie. Nic dziwnego, że tak bardzo za nimi tęskniłeś...
Offline
- To przeżycie nieporównywalne z niczym innym - westchnąłem cicho, powoli odpinając guziki sukni Vivian. Całowałem każdy odsłonięty fragment skóry.. - Nasze umysły, wszystkie są połączone, a przepełnia je pragnienie i takie...obezwładniające poczucie przyjemności - zaśmiałem się cicho. - Ty widzisz nasze aury, ja wyczuwam emocje... - skwitowałem powoli zdjąłem z czarodziejki sukienkę, gdy rozpiąłem ją już do końca. Ahhh nie musiałem czuć jej krwi by wyczuć słodki zapach ciała czarodziejki. - Przepiękna jesteś przepiękna, Vivian...
Offline
Obrocilam się do Isaaca przodem. Byłam już prawie całkowicie naga ale od jakiegoś czasu nagość mi nie przeszkadzała. Po tym co przeszliśmy? Bardziej czułam się źle z tym, że musiał patrzeć na moje blizny, to mi naprawdę przeszkadzało.
Przysubelam się blisko i przylgnęłam piersiami do jego torsu,trącając jego nos swoim.
- Kochasz mnie i jakąkolwiek bym nie była, to byłabym dla ciebie piękna - szepnęłam rozbawiona, muskając jego wargi przy każdym słowie. - Zróbmy to tak, jak ty chcesz... Nie bój się o mnie - zapewniłam, gładząc go po karku.
Offline
Lekko zadrżałem, pochylony do mojej czarodziejki. Byłem przy niej bestią, okrutną, paskudną, pożądliwą... A ona może nie była delikatnym kwiatuszkiem, jednak... Czy na pewno się mnie nie bała? Pocałowałem ja namiętnie, wsuwając dłonie na jej biodra, a kiedy odetchnął, umiałem tylko patrzeć w jej piękne oczy.
- Bałem się cały ten czas, że to ty będziesz się takiego mnie bała... - przyznałem cicho i pociągnąłem Vivian do łoża. Czarodziejka wsunęła się na materac, dzięki czemu mogłem ją podziwiać dokładnie. Ściągnąłem spodnie i sam również wsunąłem się na łóżko. - Jestem zwykłym wampirem, moja siła rośnie przy władcach, czuję się pewniejszy, oraz znów staje się czasem... - pocałowałem ją czule w usta. - Pożądliwy...
Offline
- Bałeś się, że ja się będę bać - powtórzyłam jego słowa z lekkim rozbawieniem, choć powinnam chyba zachować powagę. Nie umiałam osiągnąć takiej aury jak on,ale wolałam go teraz nie zdenerwować czy nie wycofywać, bo zapewne przy tej ilości energii i porzadania stanę się po prostu sfrustrowany i poczuje się bardzo niespełniony. A mi zależało na tym, by skorzystał z balu najlepiej jak umie, a miał utrudnione zadanie bo jego miłością nie była wampirzyca, która to wszystko rozumie, a glupiotka, wstydliwa czarodziejka, delikatniejsza niż on sam, mniej porządliwa. Ale wszystko było jeszcze przede mną. Mniej, nie znaczyło, że w ogóle nie byłam. To co owoedzialam mu na sali,że go pragnę, było szczere. A teraz mogłam mu to pokazać...
Offline
I to faktycznie był seks jaki lubiłem. Raczej mocniejszy, gdzieś w połowie stosunku porwałem się energii balu, moi władcy chyba byli właśnie bardzo podnieceni, bo ja też byłem i... Było to szalone, czułem ich szczęście, ale czułem też szczęście własne i czułem ciągłe zaskoczenie Vivian kiedy odkrywała, że to było takie przyjemne. Oczywiście moim priorytetem było by czuła się jak najlepiej, to był mój ulubiony seks, kiedy moja ukochana czarodziejka jest szczęśliwa! I było nam dobrze, a na pewno mnie. Co prawda Vivian potrzebowała dłuższej chwili by pozbierać się po długim stosunku. Przeleżeliśmy wtedy w łóżku, skupieni na pocałunkach, a kiedy poprosiłem Vivian byśmy wrócili na salę to czarodziejka nie miała zamiaru już przeciągać tego momentu.
Założyliśmy znów ubrania, pomogłem mojej kochanej założyć sukienkę i poprawić włosy, a potem ona wygładziła trochę magicznie moją marynarkę. Powiedziałem jej, że nie musimy sprzątać po sobie w sypialni i że może jeszcze w trakcie balu wrócimy tutaj, albo do naszej komnaty codziennej. Nie mniej wyciągnąłem ją na korytarz i tym razem spokojniej przeszliśmy nim razem, bez pośpiechu pragnienia i straży za plecami.
Po korytarzach niosły się odgłosy seksu, a przez jedne otwarte drzwi komnaty dojrzałem trwającą orgię, odwróciłem jednak wzrok, chyba nie lubiłem tego typu zabaw w wielkich grupach.
- Chcesz się przejść nim wrócimy na parkiet? - zapytałem lekkim tonem, spoglądając na moją najpiękniejszą czarodziejkę.
Offline
- Myślisz że... Możemy wyjść na zewnątrz? - zapytałam cichutko, zasysając lekko opuchniętą dolną wargę. - Wiem że niedługo świt ale jestem pełna energii i bez problemu będę mogła rzucić zaklęcie. Nigdzie daleko. Byle by na trawie... Tęsknię za ziemią pod nogami. Marmurowe podłogi nie oddychają i nie pulsują energia - wymamrotałam, zaciskając dłonie na przedramieniu Isaaca. - To zły pomysł? - upewniłam się. Nie chciałam robić nic co by nas narażało a w końcu władcy... Bardzo obawiali się naszej ucieczki.
Offline
- Kochanie? Podczas balu nie ma złych pomysłów - powiedziałem z przekonaniem. - Wiem czego się obawiali, ale jestem więcej niż pewien, że teraz nawet nie pamiętają naszych imion - stwierdziłem rozbawiony i zmieniłem kierunek w stronę przeszklonych drzwi prowadzych do ogrodu. Były już zasłonięte wielką kotarą, ale za oknem jeszcze słońce nie wzniosło się ponad horyzont. Korony drzew dawały nam sporo czasu bez słońca.
Z łatwością otworzyłem drzwi na taras i kiwnąłem głową na Vivian by wyszła pierwsza. Lekkość i zaufanie do Viv sprawiły że niemal w ogóle nie bałem się grozy wschodzącego, morderczego słońca.
Offline
Zachichotałam i przzrmknelam przez drzwi na zewnątrz. Zaraz za nimi zrzuciłam buty (na niewielkim obcasie, nogi mi od nich odpadały, nie rozumiałam jak wampirzyce mogły w takich chodzić na co dzień). Zostawiłam je na schodkach i połknęłam pędem, boso na trawę, biorąc głęboki oddech.
Obrocilam się do Isaaca i sumiechelam szeroko.
- Zdejmuj buty, panie Leeches! - zawołałam. - Poczujsze się o niebo lżej, najdroższy! - zapewniłam go z rozbawiebiem, wyciągając dłoń w jego stronę.
Offline
Zaśmiałem się szczerze i ruszyłem do do mojej Vivian, również zdejmując buty i podbiegając zaraz za nią.
- Cudownie prawda? Ahh pałacowe ogrody to jest coś niesamowitego! - westchnąłem i popatrzyłem na Vivian dzięki której wszystko pod jej stopami kwitło i stawało się bardziej barwne. - Ah, pani Leeches, sprawia pani że wszystko staje się tak piękne... Sama jest pani atk piękna, prawdziwa magia, nieprawdaż - parsknąłem śmiechem łapiąc za rękę moją dziewczynkę.
Offline
Ścisnęłam mocno jego dłoń i przysubelam się bliżej. Isaac sam szybko przyciągnął mnie do siebie, kładąc dłoń na moim krzyżu.
- Cóż... Nie umiem się oprzeć tej naturalnej i prostej mafii, gdy czuję się tak kochana - szepnęłam, gładząc go po policzku. - To coś pierwotnego w czarodziejach. Młodzi, zachochani czarodzieje często czarują w niespodziewanych momentach... We mnie wszystko kwitnie, więc i kwitnie też wsyztsko wokół mnie...
Offline
Uśmiechnąłem się szczerze na to wyjaśnienie.
- Chcę by wszystko kwitło ją najdłużej. By kwiaty mówiły same za siebie, że jesteśmy tu, że kochamy się, że jesteśmy dla siebie wszystkim. Tylko kwiaty umiałyby wyrazić to wszystko tak pięknie i tak szczerze, mnoe samemu czasem brakuje już słów, a przecież jestem pisarzem - zaśmiałem się cicho i trąciłem jej nos swoim nosem.
Offline
Uśmiechnęłam się, przymykając powieki. Na chwilkę musiałam się skupić, by rzucić zaklęcie. Wymagało poświęcenia mu większej uwagi. Było moje, zupełnie nowe i nadal nie do końca dopracowane, ale działało i to się liczyło. Wolałam je rzucić jak najszybciej. Isaac zaufał mi bez mrugnięcia wychodząc na zewnątrz przed samym świtem. Nie chciałam go zawieść przez głupie niedopatrzenie.
Zaraz jednak znów byłam wszystkim mislami przy nim. Objęłam jego twarz dłońmi i pocałowałam, pozwalając by magia uciekała z mojego ciała, a w ogóle nas zaczęły kwitnąć ciemno czerwone kwiaty...
Offline
Otulała się nas magia, przesiąkała nas. Uwielbiałem to uczucie, moja Vivian była w pełni sił, używała na mnie magii, ochraniała mnie swoim zaklęciem, a także działała na całą okolicę, na otaczające nas kwiaty, krzaki... Zakochani czarodzieje tak mają, uwalniają magię tak? Vivi dosłownie pulsowała energią. Czułem ją. Całowałem ją długo, namiętnie. W usta, czy w szyję, nie pozwalałem się odsunąć, nasze myśli krążyły tylko wokół siebie. Słońce wzeszło ponad drzewa i choć początkowo zadrżałem, zaraz zobaczyłem tylko, że z powodu zaklęcia Vivian jedynie od bijam światło słoneczne. Uśmiechnąłem się, oddychając z radością.
Offline
- Zaklęcie jest mocniejsze, bo sosem już wypoczęta... - szepnęłam, muskając wargami jego szczękę. - Ale i tak na wszelki wypadek nie odsuwaj się ode mnie daleko - poprosiłam, spoglądając mu w oczy. - Twoja ufność napełnia mnie radością - oznajmiłam, gładząc go po karku. - Ogromną radością... - zagryzlam wargę i obejrzałam się za siebie na ogród. - A skoro już tu jesteśmy, a bal trwa i nie wiadomo kiedy znów będziemy mieli okazję tu być... - Uśmiechnęłam się psotnie. - Chodź, pójdziemy kawałek dalej...
Offline
Ucieszyłem się na jej radość i ekscytacje ogrodem, radość moim zaufaniem (bo dlaczego miałem jej nie ufać?). Z zadowoleniem, mocno trzymając jej rękę i tuląc się blisko niej, jak najbliżej się dało, zdecydowanie lubiłem bycie blisko niej.
- Tam widać tą część ogrodu którą widzimy z naszych okien - zauważyłem z westchnieniem. - Tutaj też kwiaty rozkwitły wyjątkowo - westchnąłem zachwycony. - Otuliłaś swoją magią cały pałac!
Offline
- Skoro dał mi schronienie, to mam wewnętrzną potrzebę zadbania o to miejsce. Było by mi zdecydowanie łatwiej robić to stąd, a nie z okna jednak... Nie narzekam. Jem ciepłe posiłki, biorę kąpiele w gorącej wodzie i spokojnie się uczę w bibliotece oraz pomagam tobie w pracy. Takiego życia mi brakowało, takiego właśnie potrzebowałam więc... Cieszę się,że je mam - szepnęłam, idąc do przodu, aż w końcu znalazłam miejsce, gdzie jeszcze długo będzie cień i usiadłam na trawie, ciągnąć w dół za rękę Isaaca.
Offline