Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
Westchnęłam cichutko, uśmiechając się pod nosem zaspana. Pomimo że już zdążyłam raz wstać z łóżka, sen snów wrócił na moje powieki. Przy Zaffie było zawsze tak bezpiecznie i kojąco.
- Nieważne gdzie, ten domek jest mi obojętny. Mogłabym z tobą mniejszość tu, albo w podobnym mieszkanku w bloku. Nie przeszkadza mi to ani trochę,kochanie. Ważne że razem - zapewnilam go. - Wiem, że dla ciebie też liczy się tylko to - dodałam jeszcze z zadowoleniem.
Offline
Uśmiechnąłem się lekko i zamknąłem oczy.
- Będzie dobrze... Już za jakiś czas, prawda? Już... Za jakiś czas - szepnąłem przysypiając z wolna. Jednak dzień to była moja pora na sen. - Ella... Będziesz musiała niedługo... Niedługo iść, prawda? - upewniłem się cicho.
Offline
- Nie wiem czy gdziekolwiek chcę iść. Jestem w domu - odparłam z dużym spokojem i przekonaniem w głosie. Bo tak właśnie czułam. Tu był mój dom i nigdzie indziej. W tamtym mieszkaniu się wychowałam, myślałam że tam jest mój dom, ale jak może nim być skoro nie ma tam akceptacji? Skoro brak tam wyrozumiałości... Zaff miał dla mnie wszystko. A ja mogłam się starać odwdzięczyć mu dokładnie tym samym. - Spójny dalej - poprosiłam go uparcie, wciskając się i uczepiając jego ciała.
Offline
Przez chwilę zamarłem, ale nie długo musiałem czekać by zaraz się rozluźnić i przypomnieć sobie o tym, jak bardzo zmęczony i senny w świetle słońca się robię.
- Zostaniesz... Oh... No dobrze... Ale napisz do rodziców - zamruczałem tylko, powoli odchodząc w krainę snów, moich snów, takich które mogły by się nigdy nie kończyć. Spanie u czyjegoś boku było cudowne, ale spanie u boku mojej ukochanej Elli? Mogliśmy już nigdy nie wychodzić z łóżka...
A tylko z tyłu głowy coś mi mówiło, że nie powinienem tak ignorować słów Elli oraz tego, że ani nie drgnie..
Offline
Znów zasnelismym jednak tym razem to ja miałam problemy ze spaniem, w końcu nocą się już wyspałam. Zaff chyba niekoniecznie. Spal spokojnie jak dziecko. I dobrze, należy mu się w zupełności wypoczynek. Pogładziłam wampira bo bladym policzku, uśmiechając się na widok jego rozluźnionej i nadwyraz łagodnej twarzy. Wręcz anielskiej. Zaff by się że mnie zaśmiał gdyby usłyszał moje myśli. Na pewno by się zaśmiał.
Odchyliłam się w bok kawałek, by sięgnąć po telefon i wybrałam numer do taty. Nie wiem czemu do niego. Czułam się nagle silniejsza, bardziej zdecydowana. Nie jestem już dzieckiem! Jestem dorosłą kobietą i kocham tego wampira ponad wszystko. Zaff na pewno mi pokazał, że dla miłości można zrobić wiele, on zrobił wszystko co tylko się dało, tracąc jednocześnie wszystko co znał. Tylko po to by być... Obok mnie.
Tata odebrał, dopytując się, gdzie jestem, na co szeptem, aby nie obudzisz śpiącego mężczyzny odparłam że u Zaffa. Kłamstwa nie były moją mocną stroną i tak bym im pwoedzialam wcześniej czy później. Tata oczywiście się oburzył, oznajmiając że mam natychmiast wracać do domu, że była umowa że nie sypiam u niego (choć tata używał określenia "pijawka"). Ze spokojem i pełnym przekonaniem odparłam:
- Zostanę tyle ile potrzebuje u niego być. Mój dom jest tam, gdzie ktoś stara się aby mnie zrozumieć. A wy nie chcecie mnie rozumieć, chcecie mnie zmieniać. - Wzięłam głęboki oddech. - Gdy wroce, chcę znów porozmawiać. Spokojnie rozmawiać - zaznaczyłam.
Oczywiście tata nie był zbytnio spokojny. Był oburzony, i zaczął rzucać mi polecenia, tym tonem, który nie znosi sprzeciwu, więc pospiesznie się rozlaczylam i wyłączyłam telefon.
Skupiłam się trochę wystraszona. Ale byłam w ramionach swojego ukochanego. Reszka... Miała znaczenie ale nie tak wielkie... Mogłam sobie poradzić... Dam radę. Mam Zaffa, on na mnie czeka, czeka na naszą przyszłość, chcę mu ją dać.
Offline
- Ella... - szepnąłem cichutko. - Ella... twój tata znów na ciebie krzyczy - powiedziałem cichutko, dopiero dłuższy czas po telefonie czarodziejki. Słyszałem, że jej serce nadal biło normalnie, więc nie spała już, a po prostu kuliła się w moich ramionach, rozkoszując się naszą bliskością.
- Nie chcę... nie chcę byś musiała się kłócić z rodziną przeze mnie... Byś musiała kłamać - szepnąłem cicho.
Offline
- Nie kłamie skarbie - zapewnilam. - Powedziałam mu prawdę i on krzyczy na mnie za prawdę. Ale porozmawiam z nim spokojnie. Poproszę żeby mnie wysłuchał i nie krzyczał. - Skuliłam się mocniej w jego objęciach. - Cały czas próbuje z nim rozmawiać ale on mnie nie słucha.
Offline
- Strach... Istoty, które się boją są najbardziej niebezpieczne - zauważyłem niechętnie, ale zaraz otulając szczelnie moją ukochaną Elle. - Martwię się, że coś Ci się stanie... Albo że stracisz kontakt z rodzicami... Nie chcę tego dla ciebie, naprawdę bardzo nie chce, wystarczy że ja musiałem poświęcić swoją - powiedziałem cicho.
Offline
- Nic się nie stanie, Zaff. Nie martw się o to. - Wzięłam głęboki oddech. Jednak nie odzywałam się przez jeszcze kilka minut. Może kilkanaście? A może tylko minutę... Nie byłam co do tego taka pewna. - Sam chciałeś, bym była odważniejsza. Gdybym nie była, to już bym uległa rodzicom, nie odwiedzialabym cię, nie mieszkałbyś z nami i nigdy byś nie dostał mojej krwi - wymieniłam. - To wszystko się dzieje, bo uwierzyłam w siebie, a moi rodzice nawet tego nie akceptują. Gdy patrzę na Gretę widzę to... Moja siostra też jest nieśmiała i wystraszona. Chciałabym zrobić coś, by pomóc nam wszystkim, ale jeszcze niczego nie wymyśliłam. Doszłam jedynie do wniosku, że jeśli uda mi się przekonać tatę... Choć troszeczkę... Że to wszystkie zmiany są w porządku, to inni też się przekonają. Tylko nie wiem jak to zrobić. Mowę do niego i mówię... Ale on mnie nie słucha. Łamie mi to serce, Zaff. On nawet nie próbuje, nawet nie udaje! Po prostu... Mnie ignoruje - wymamrotałam załamującym się głosem.
Offline
- Myśli, że cię wykorzystuje, że nie myślisz samodzielnie... - westchnąłem smutno. - Okazuje miłość, ale na bardzo, bardzo dziwny sposób... - westchnąłem słabo, bo nie wiedziałem już co mówić. Nie chciałem by wybierała mnie zamiast rodziny, ale akurat teraz... jej rodzina z przyjemnością usunęłaby mnie z jej życia.
Otuliłem swoją miłość życia ramionami i trzymałem tak długo, aż Ella nie przestała drżeć - nie interesowało mnie, czy drżała z zimna, czy z żalu.
- Poradzisz sobie - orzekłem z powagą. - Jesteś silniejsza niż komukolwiek może się wydawać. Nie jesteś tylko czarodziejką, jesteś moją czarodziejką, wybranką wampira... - uśmiechnąłem się bardzo słabo, starając się przezwyciężyć smutek. - Swoją pewność siebie zbudowałaś na myśli o mnie, więc tak rób dalej. Myśl o mnie gdy będziesz rozmawiać z rodziną i nie daj się im. Jesteś od nich silniejsza, pełna prawdziwej miłości - oświadczyłem z pewnością, która nie przyjmowała do wiadomości innych odpowiedzi.
Offline
- Myślę, myślę o tobie non stop, Zaff. Ale wcale nie jestem taka silna! Ahhh, ja jestem... Tchórzliwą czarodziejką. Uginamy się pod moimi rodzicami. Uginamy się pod presją otoczenia... Nie jestem wampirzycą. Nie mam tej pewności siebie... Choćbym przebywała z tobą nieskończoną ilość czasu! - wymamrotałam zdenerwowana. - Próbuje ale mam wrażenie że bez sensu. Chcę tu zostać z tobą na zawsze. Nie chcę już stawiać czoła nikomu, niczemu...! Zaff...
Offline
Skrzywiłem się leciutko.
- Ale wiesz... Że jedno wyklucza drugie na dłuższą metę... A ja tak bardzo boję się twojego smutku, kiedy już wybierzesz - westchnąłem cicho. - Będziesz smuta, będziesz zła, będziesz się obwiniać, że nie znalazłaś lepszej decyzji... a ja nie będę umiał ci pomóc na ten smutek i będę musiał patrzeć jak w oczach stoją ci łzy, choć będziesz udawać, że wszystko jest w porządku - wyszeptałem zduszonym głosem, prawdziwie przerażony.
Offline
Wzięłam głęboki oddech uspokajając się. Za bardzo się nakręciłam i teraz przeze mnie Zaff też się nakręcił i oboje będziemy się źle czuć. Rozstaniemy się w fatalnych nastrojami będziemy ze złym humorem wyczekiwać kolejnego spotkania.
- Odprowadz mnie proszę do domu. Dobrze? - szepnęłam. - Przepraszam, ja... Nie wiem. Nie wiem co chce zrobić. Co powinnam zrobić. Co będzie dobre... Nie wiem. - Odsunęłam się kawałek od niego by popatrzeć na Zaffa. Pogładziłam go po twarzy, odgarniając włosy z jego czoła. - Są już takie długie - szepnęłam, uśmiechając się słabo. Chyba chciałam jednak odgonić wszystkie te myśli. - Ale przyzwyczajam się powoli do nich. W sumie ci pasują. Wyglądasz zupełnie inaczej. - Pochylilam się, by musnąć wargami jego czoło, nos, a potem wargi.
Offline
Uśmiechnąłem się słabo, w sumie szczęśliwy, że zmieniła temat.
- Jeśli ci się tak podoba, mogę tak zostać... Ale jeśli chcesz, mogę je już niedługo skrócić... Muszę już nosić opaskę gdy piszę - wyznałem szeptem, słabo rozbawiony. - Lubię wyglądać tak, jak lubisz najbardziej - dodałem z uśmiechem, obserwując jej delikatną twarz. - Zgoda, odprowadzę cię - dodałem już na sam koniec.
Offline
Uśmiechnęłam się szerzej, z większym przekonaniem i pokiwałam lekko głową.
- To cudownie. Nie chcę się jeszcze z tobą rozstawać - szepnęłam, znów muskając jego wargi. - A dlozsze włosy ci pasują tak samo jak te krótsze. Z opaską na pewno musisz wyglądać przezabawnie - podsumowałam, śmiejąc się krótko. Spowaznialam zaraz, nie umiałam udawać że przed chwilą nie rozmawialiśmy o czymś śmiertelnie ważnym i bardzo trudnym. Wzięłam.gleboki odech. - Możesz je zostawić, możesz je przyciąć i możesz je ściąć, Zaff. Ja najbardziej lubię twój uśmiech. Jest dla mnie najważniejszy. W takiej fryzurze wyglądasz loprosyi zupełnie inaczej. - Zachichotalam już bardziej szczerze. Wzruszyłam ramionami. - Jest dobrze, jeśli to chcesz wiedzieć.
Offline
Uśmiechnąłem się niestety bardzo słabo. Nadal myślałem o wszystkich smutkach i żalach z jakimi musiała zmierzyć się Ella, kiedy mnie nie będzie akurat u jej boku. Muszę ją pocieszyć i nacieszyć i sprawić by się uśmiechała jak najdłużej.
- Na razie je zostawię w takim razie. Chciałem najbardziej się tobie podobać, ale niedługo i tak wypadało by je ściąć - westchnąłem czule całując ją krótko. - Ale to za jakiś czas. Teraz lubię gdy je przeczesujesz i się nimi bawisz...
Offline
- Za moment będę mogła ci robić kucyczki i pleść warkoczyki - zażartowałam i zaśmiałam się. - Podetnij je. Wtedy faktycznie będą trochę ci osłaniać oczy przed słońcem. Nie żyjesz już w mieście pełnym wampirów, ciemnych kolorów i nocy. Miasto szkła jest rażące - przypomniałam. - Skoro zmienia się otoczenie, ty też możesz się zmienić z wykładu. Mi się to podoba. - Uśmiechnęłam się promiennie. - Zbierajmy się skarbie, powinniśmy już ruszać. Rzucę na ciebie zaklęcie, ale weź czapkę i okulary - poprosiłam i podniosłam się z materaca.
Offline
Westchnąłem ciężko, ale tak jak Ella uniosłem się wyżej. Niechętnie rzecz jasna. Nie podobało mi się to, dlaczego musi mnie opuszczać - pytała ciągle moja wampirza natura, która przywykła do tego że coś bliskie sercu trzyma się blisko siebie, jak najbliżej. Moja obecna relacja z Ellą, na odległość, była dla mnie obca, okrutna i bardzo bolesna.
- W porządku... Pójdziemy parkiem? Słońce nie świeci aż tak mocno, a brakuje mi spacerów po lesie... - westchnąłem. - pamiętasz ten las, obok rezydencji? Chodziliśmy tam czasem na spacery w pochmurne dni... - wspomniałem z nostalgicznym uśmiechem.
Offline
- Tak, pamiętam - przytaknęłam z uśmiechem. - Jasne że pójdziemy przez park. Możemy też pomyśleć nad jakąś wspólną wycieczką weekendową? - spytałam niepewna, zerkając na Zaffa. Narzuciłam na ramiona sweter i wsunelam na stopy buty, gotowa do wyjścia. - Moglibyśmy na przykład pojechać do jakiejś wsi, otoczonej lasami - zasugerowałam. - Albo odwiedzić jedno z tych mieszanych miasteczek i sprawdzić, czy faktycznie takie coś nam się podoba...! - sugerowała dalej.
Czułam gdzieś głęboko w sobie, że chce znów uciec od rodziny, by nie być ich ciężarem. Tutaj to moje poglądy, moja miłość i moje słowa były problemem. Usunięcie się z pola rażenia było by najbardziej optymalną opcja dla wszystkich. Rodzice znów wróciliby do swoich zajęć, tak jak wtedy gdy odeszłam za pierwszym razem. Greta nawet teraz traktuje mnie jak powietrze. A Zaff mógłby w końcu przestać się ukrywać i obawiać zmasowanego ataku czarodziejów na jego osobę. Mnie by to znów bolało. Ale czego nie robi się w imię miłości?
- Było by... Chyba było by fajnie? Co nie? - upewniłam się.
Offline
Uśmiechnąłem się nieco szerzej kiwając głową.
- Widziałem że jest jednen pociąg... On jedzie aż na południe, nad ocean... Na pewno znajdzie się tam też jakiś las i o ile pamiętam jest to miasteczko mieszane - uśmiechnąłem się lekko. - Fortis. Chyba tak się nazywa. Moglibyśmy tam znaleźć jakiś pokój... Spędzić weekend... Jeśli twoi rodzice... No wiesz - zerknąłem na nią sugestywnie, biorąc jednocześnie klucze do mieszkania i podchodząc do drzwi.
Offline